niedziela, 30 listopada 2014

Piwniczka

Gdy wszystko się w życiu wali, pozostaje wyobraźnia...
Kawiarenkowiczom Farmeramy poświęcam:

Piwniczka.

W połowie grudnia tuż pod oknami mego domu tłumy zaczęły się przewalać gwarne. W sąsiednim budynku otwarto kawiarenkę. Gwar od rana, koło południa cisza, a wieczorem imprezy, czasem nawet do późnej nocy, ale takie w miarę bezekscesowe.
Postanowiłem obserwować, jak się to rozwinie, bo lepiej się przygotować na takie sąsiedztwo.

Ponieważ ostatnio poszczęściło mi się i wygrałem trochę grosza, zainwestowałem, kupując budynek niedaleko centrum i mając nadzieję na względny spokój i ciszę. Wygrane pieniądze pozwalają prowadzić mi względnie spokojne życie, więc urządziłem dom według własnego pomysłu, zamiarując stworzyć tam salon SPA i kawiarnię, prywatne, dla wąskiego kręgu znajomych i przyjaciół i właściwie prace były na ukończeniu. A tu taki zbieg okoliczności - kawiarnia za ścianą. Pomyślałem, że jeśli sąsiedztwo będzie miłe, to może z tego wyniknąć obopólna korzyść.

 Moje apartamenty są na trzecim piętrze, więc nawet głośne imprezy nie zakłócały mego snu, pokoje gościnne piętro niżej również były wyciszone i sąsiedztwo nie okazało się uciążliwe, co więcej, poczynione przeze mnie obserwacje wskazywały, że większość bywalców kawiarenki to całkiem sympatyczni ludzie, swoista bohema. Kilkakrotnie poszedłem tam na kawę, starając się nie zwracać na siebie uwagi i chyba mi się to udało. Obserwacje skłoniły mnie do podjęcia próby zapoznania, a może, w dalszych planach, zaprzyjaźnienia się z niektórymi bywalcami.

Panuje tam swoista harmonia: wspólnota dusz i całkowita rozbieżność poglądów sprawiają, że toczone tam dyskusje bywają niezwykle inspirujące i ekscytujące. Jak w takich miejscach bywa, nawiązują się przyjaźnie, wywiązują się konflikty, zazwyczaj wspólnymi siłami łagodzone w zarodku, rodzą się i gasną romanse. Obsługa miła, piwniczka zaopatrzona niczego sobie, ciasta pyszne, a i oficjele z rady miasta przychodzą,  jak do siebie, pogawędzić, odpocząć po męczącym dniu, wypić kawkę, a czasem coś mocniejszego. Wiadomo, w pracy różnie bywa...

Kawiarniana piwnica sąsiaduje z moją, również zaplanowaną jako zaopatrzenie moich gości, pomyślałem o połączeniu przyjemnego z pożytecznym.
Na piętrze urządziłem dwuczęściową saunę, dwu i sześciomiejscową, obok siłownię i prysznice,a na parterze tuz nad ową piwniczką, wielki salon, będący połączeniem sali telewizyjnej, biblioteki, małej kuchni, oddzielonej od reszty niewielkim blatem i czymś, co w zależności od potrzeb mogło być pokojem muzycznym, minisceną lub kawiarenką właśnie. Ale najbardziej cieszę się z pomieszczenia, wydzielonego z piwniczki i wychodzącego na ogród. Jest to niewielki pokoik kąpielowy : basen i osobno jacuzzi, pod dachem, przeszklony. W lecie można rozsunąć ściany i częściowo dach, gdyż z powodów oczywistych przyzwoity basen w domu  to nienajlepszy pomysł. W ogrodzie znajduje się murowany grill, do którego prowadzą schodki z tarasu.

Mieszkam sam, a miasteczko jest pięknie położone, wokół wiele lasów i pól, w zamyśle dom mój miał być minihotelem dla przyjaciół. Ponieważ kilka osób okazało mi dużo bezinteresownej sympatii, postanowiłem trochę zmienić przeznaczenie mojego domu. Założyłem mianowicie, że aby po tym, jak obsługa, zmęczona po dniu pracy, na zasłużony uda się odpoczynek i kawiarnia zostanie zamknięta, zaprzyjażnione osoby mogły dalszą część imprezy przenieść do mnie. A żeby nie musieli wychodzić na ulicę, co szczególnie niemiłe bywa zimą, chciałem ułatwić im życie.

I to właśnie podsunęło mi pomysł, aby przebić się do piwniczki kawiarenkowej, oczywiście za zgodą właściciela domu. Traf chciał, że uzyskałem ją właściwie od ręki, właścicielem okazał się prawnik, który był doradcą w urzędzie miasta i który pomagał mi przy zakupie mojego domu. Dał mi klucze i pozwolił działać.

Niestety, jak to czasem bywa, nie wszystko ułożyło  się po mojej myśli.
W noc przed tym, jak miałem zamontować kamery i instalacje alarmowe, wszak tylko przyjaciele mieli wiedzieć o tym przejściu, ktoś włamał się do piwnicy pod kawiarenką, uszczuplając nieco zapasy i bałaganiąc przy tym okropnie. Na szczęście przejście nie było jeszcze ukończone i dobrze ukryte, nikt się o nim nie dowiedział.

Następnego dnia poprosiłem dwie osoby, stałych uczestników kawiarenkowego bytowania, o pomoc i zachowanie sekretu co do mych zamierzeń. Pomoc ich okazała się nieoceniona, za co serdeczne podziękowania niniejszym Obojgu : Klonowi i Madzi, składam.
I tak właśnie wygląda historia pewnej piwniczki, która, mam nadzieję, od dziś stanie się miejscem biesiadowania Miłych memu sercu Osób z pobliskiej kawiarenki.

sobota, 1 listopada 2014

Łyczaków

 Jako dziecko usłyszałam ten wiersz. Nie znam autora, nie wiem, czy dokładnie zapamiętałam, ale tak mnie ujął, że pozwoliłam sobie go zapisać i tu zamieścić

Najpiękniejszy jest Łyczaków jesienią, w listopadzie, pierwszego.
Ciche duchy przy mogiłach drzemią, dłonie zmarznięte nad świeczkami grzejąc.
Wielobarwny kobierzec żółtych i czerwonych liści pełny jest smutku.
Co roku o tej porze przy nagrobkach, szepcząc, przyklękają wszyscy:
"Wieczny odpoczynek daj Im, Panie Boże..."

Niedaleko wejścia, trochę w lewą stronę, jest kilka grobów, sercu bardzo drogich.
Obie Poetki, kwiaty widząc położone, uśmiechają się we śnie.
Z innych mogił już Banach nas dostrzegł i Ordon z cokołu,
Bratnią duszę czując, ciągną nas do siebie.
Postoimy chwilę, dumając pospołu o naszej Matce, tej, co jest w potrzebie...

Trochę dalej i w górę, pod płytą kamienną, naznaczoną bezmyślnie przez niebieskie znamię,
Nietykalne dla deszczu w szarugę jesienną : Rok 63. Obraz wbija się w pamięć
 I w ziemię, z której wyrośli, na jedną zgubę, dzieci i dorośli.
Szare krzyże błagalnym gestem szare niebo zgiętymi wskazując ramiony
Zamarły, bezsilnym zmęczone protestem, jak beznogi kaleka, kija pozbawiony.

Ledwie jednych żołnierzy minęły nas cienie, a już Orląt Lwowskich łopot słychać srogi.
Gdzieście Wy, o Bracia, złożeni pod ziemię, gdzieście, Bohaterzy i gdzie Wasze wrogi?
Taki porządek już jest na tym świecie, że nie znasz chwili, kiedy legniesz w grobie.
Wczoraj walczyłeś, stałeś na lawecie, a dzisiaj śladu nie ma już po Tobie.

Pamiętajcie, o Wy, Zaduszkowi goście, przechodząc cmentarzem,
 O duszach Rodaków i w swej modlitwie gorąco poproście
 O jedno serce dla wszystkich, poproście...



środa, 29 października 2014

Prezenty

Po latach wróciłam na chwilę do haftu. Trzy prace moje i jedna syna  czekają na oprawienie, tu podziękowanie dla wychowawczyni na zakończenie 6 klasy.
Taki kłębuszek dorwałam swego czasu  w "pewexie" i powoli dziergam cosia.
A to szal dla Bratowej, zdjęcie próbne zrobione w biegu, na lepsze nie ma szans,
a szal już otula plecy właścicielki.


niedziela, 28 września 2014

Sukienka, czyli bawełniane w wersji finałowej

Jakoś nie idzie mi z tym blogiem:)  Robię niby coś, ale jakoś z robieniem zdjęć mi nie po drodze, zapał do pisania wybył... Na szczęście idzie zima, więc i robótek i zdjęć przybędzie.

piątek, 4 lipca 2014

Na zebranie do gimnazjum pójdę z zapaleniem gardła...

Od miesiąca siwieję nieustannie i to już nie tylko na głowie, ale i na piętach. Zbieranie pieniędzy w szkole po 6 latach bycia przewodniczącą klasowej rady rodziców powinno mi już iść sprawnie, ale to tylko teoria. Jeżeli rodzice po 3 latach nawet wychowawczyni swoich dzieci nie znają, musi ich sekretarka prowadzić do odpowiedniej klasy, bo przecież taki szczegół jak wywiadówka to przeżytek w czasach, kiedy uczeń wyskakuje do nauczyciela z hasłem: "Ty uważaj, mój ojciec jest policjantem, patrz co mówisz".
Kiedy po kilku dniach proszenia wreszcie nie wytrzymałam i  wyjechałam z hasłem: "Czy naprawdę za te lata męczarni z Wami  nauczyciele na kwiatka nie zasłużyli, przecież to po 50 groszy na jednego wychodzi!", usłyszałam odpowiedz szóstoklasistki: "Nikt im nie kazał nas uczyć".
Fakt niezaprzeczalny. Nikt z obecnych nauczycieli w najgorszych koszmarach sennych nie przewidział takiego chamstwa. Czego przykładem jedna z uczennic, która po intensywnych naradach z matką i starszą siostrą wymusiła na lekarzach (że też się dali nabrać) skierowanie do szkoły specjalnej, bezczelnie przy tym stwierdzając, że tu nic nie robiła, a i tam nie zamierza, ale nawet nic nie robiąc w szkole specjalnej, będzie miała lepsze oceny, niż kiedykolwiek by miała w normalnej.
W związku z powyższym moje postanowienie "Tytułowe". Bo znów powiem o jedno zdanie za dużo i wybiorą mnie, jako tą najbardziej pyskatą, do kolejnej rady rodziców, a tego moje resztki komórek nerwowych nie zdzierżą:(

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Coś na kiermasz

W szkole był kiermasz, więc zostałam niejako "dobrowolnie przymusowo" zobowiązana do dostarczenia kilku prac. Oprócz tych ze zdjęcia było jeszcze sporo aniołków, koszulek na jajka, kurczaków i różnych różności, ale aparat zrobił mi brzydkiego psikusa i przy ściąganiu skasował kilka zdjęć:(

poniedziałek, 3 marca 2014