Obiecywałam sobie nigdy tego nie robić , nie prowadzić bloga, nie pokazywać swoich prac poza wąskim gronem, a tu śnieżyca na dworze, nudy w TV, szydełko leży odłogiem, bo palce zamarzły bez kawy...
No dobra, zobaczymy, co z tego wyjdzie:)
Na początek kasetka na biżuterię dla Koleżanki.Od września wpadłam w szał nauki nowych technik, jak się robi wiele rzeczy na raz, nie wychodzi dobrze:)
Kolejna rzecz, co do której się zarzekałam,ze się nigdy za to nie wezmę - maskotki. Ale cóż, jak powiadał Voltaire:
„Mylić się wciąż oto wiano,
które nam losy przyznały:
robimy projekty co rano,
głupstwa robimy dzień cały.”
Bo cóż można dać dziecku rocznemu, które ma wszystko?
Tak więc Króliś poszedł do Laury;)
Obrus - to już dłuższa historia, zrobiony 3 lata temu na prezent dla
Bratowej na kwadratowy stół, a że łączenia elementów nie trawię każdą
komórką swego organizmu, obrus ma jedynie słuszny kształt:) Po
rozprasowaniu 140 cm, niestety zdjęcie jakości pośledniej, a że obrus we
Lwowie, może kiedyś lepsze zrobię.
.