Choróbska mają to do siebie, że jedyne, co można robić wtedy bezpiecznie, to siedzieć w łóżku. Jako że od pewnego czasu nie potrafię usiedzieć bezczynnie, ręce same łapią za szydełko. Efekty są zaskakujące, nawet dla mnie. Oto kilka z nich, powstały w ciągu ostatnich tygodni.
O ile dwa poprzednie zdjęcia raczej nie wymagają tłumaczenia, o tyle historia tej kamizelki jest zabawna.
Od robótkującej koleżanki Iwonki dostałam 3 motki różowych nici w dość "oryginalnym" kolorze ( naprawdę cieszę się, że jednak mam syna:) . Rozbawił mnie też napis na etykiecie: wyrób bawełnopodobny. Leżały chyba rok, nie miałam pojęcia, jak się ich pozbyć, aż przyjechał brat z rodzinką i doznałam olśnienia: mam bratanicę w wieku 12 lat!
A że wcześniej powstała dla Oli biała ażurowa czapeczka, więc dorobię w tym"slicznym" różu kwiatka, mitenki ażurowe i problem z głowy. Jedyną wadą tych nici jest fakt,że farbują koszmarnie, takiej ilości wody do płukania chyba w życiu nie zużyłam:) Żeby było śmieszniej, kiedy brat, z pobłażaniem dotąd patrzący na moje prace, zobaczył czapkę z pierwszego zdjęcia w kształcie szyszaka, zażądał podobnej, tyle że w bardziej "męskim" kolorze.Więc siedzę i dłubię, efekt mam nadzieję wkrótce zaprezentować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz