środa, 27 lutego 2013

Zaklinanie wiosny





Ponieważ pogoda za oknem nie sprzyja pracom, wymagającym dobrego oświetlenia, dlatego wyciągam rzeczy, zrobione jakiś  czas temu, a dotąd nie pokazywane.

niedziela, 24 lutego 2013

Cena rzemiosła

   Trafiłam ostatnio na ciekawą opinię, która wywołała dyskusję, wartą przeczytania :
http://yadis.pl/256/jak-wycenic-rekodzielo.html#.USpSizeCWZY

   Rozmawiałam też ostatnio z wieloma osobami, zajmującymi się różnymi rodzajami rzemiosła, od robótkowego odtwarzania wzorów, poprzez osoby projektujące wzory i ciuchy, poprzez serwisantów rowerów oraz programistów i serwisantów sprzętu elektronicznego różnej maści i pokroju.
Wniosek stąd wyciągnęłam jeden: Za tanio wyceniamy swoje wyroby i swoją pracę. I nie chodzi tu o fakt, że chcę coś sprzedać, czy uważam swoje prace za artystyczne, czy też warte zachwytu, nic z tych rzeczy.
To, co robię, robię dla siebie i dla moich bliskich, bo mam na to czas i chęć. To, że pokazuję je znajomym i chwalę się nimi, że pokazałam je na blogu, to świadczy tylko o tym, że coś robię, uczę się, próbuję i każda nowa rzecz dla mnie samej jest wyzwaniem i jestem szczęśliwa, kiedy uda mi się ją skończyć. Jeżeli znajdzie się ktoś, kto zechce ode mnie coś kupić za cenę, którą podam, nie pogardzę. Ale prawda jest taka, że coraz więcej jest osób, dla których wejście do sklepu czy nabycie pracy zwykłego rzemieślnika czy twórcy jest passe'.
   No cóż, zawsze byłam inna, nie podążam za modą, podoba mi się co innego, niż większości i dobrze mi z tym. Dla mnie praca tzw zwykłego rzemieślnika, który poświęcił kilka lat, aby się nauczyć zawodu i stara się wykonać swoją pracę najlepiej, jak potrafi, cenniejsza jest, niż pseudopraca jakiegoś,  za przeproszeniem, "tfurcy", który pewnego dnia z nudów postanowił wylać na płótno farby i ośmiela  się te przepstrokacone pomyje lub też kilka szaroburych plam nazywać dziełem i siebie artystą tylko dlatego, że jakiś zblazowany snobistyczny nuworysz jest mu w stanie zapłacić tyle, ile porządny szanujący się  ciężko pracujący wyrobnik w kilka lat nie zarobi. Tyle, że ten sam nuworysz, zamawiając fotel, pyszczy o cenę, że za wysoka. Ale nie zastanowi się, sadzając weń swe snobistyczne dupsko, ile nauki i pracy włożył w to czeladnik i majster, ile godzin zajęło projektantowi tworzenie projektu i obliczenie wszelkich parametrów, ile trzeba pracy przy obróbce drewna, jego pomalowaniu, sklejeniu, lakierowaniu, tapicerce i pozostałych czynnościach.
Kto z nas tak właściwie ma prawo oceniać, co jest rzemiosłem, a co sztuką?
Cytując Smolenia : "Kiedyś normą był ogół, a nie margines",  zwykle zamykam usta nieżyczliwym. W tym jednak przypadku normą jest to, co podoba się danej osobie. I pouczanie innych, co jest sztuką, a co nie, za co warto zapłacić więcej, a za co mniej, ukazuje tylko poziom danej osoby. Fakt, że mnie coś się nie podoba, nie daje mi prawa narzucać tej opinii innym. 
Wylałam żółć.  Idę dziergać.

sobota, 16 lutego 2013

Angina i co z tego wynikło...

Choróbska mają to do siebie, że jedyne, co można robić wtedy bezpiecznie, to siedzieć w łóżku. Jako że od pewnego czasu nie potrafię usiedzieć bezczynnie, ręce same łapią za szydełko. Efekty są zaskakujące, nawet dla mnie. Oto kilka z nich, powstały w ciągu ostatnich tygodni.


O ile dwa poprzednie zdjęcia raczej nie wymagają tłumaczenia, o tyle historia tej kamizelki jest zabawna.
Od robótkującej koleżanki Iwonki dostałam 3 motki różowych nici w dość "oryginalnym" kolorze ( naprawdę cieszę się, że jednak mam syna:) . Rozbawił mnie też napis na etykiecie: wyrób bawełnopodobny. Leżały chyba rok,  nie miałam pojęcia, jak się ich pozbyć, aż przyjechał brat z rodzinką i doznałam olśnienia: mam bratanicę w wieku 12 lat!
A że wcześniej powstała dla Oli biała ażurowa czapeczka, więc dorobię w tym"slicznym" różu kwiatka, mitenki ażurowe i problem z głowy. Jedyną wadą tych nici jest fakt,że farbują koszmarnie,  takiej ilości wody do płukania chyba w życiu nie zużyłam:) Żeby  było śmieszniej, kiedy brat, z pobłażaniem dotąd patrzący na moje prace, zobaczył czapkę z pierwszego zdjęcia w kształcie szyszaka, zażądał podobnej, tyle że w bardziej "męskim" kolorze.Więc siedzę  i dłubię, efekt mam nadzieję wkrótce zaprezentować.

środa, 6 lutego 2013

...bez głowy

Narobiłam tej zimy czapek jak mrówków:) Na szybko, bo znikały jak świeże bułeczki, zrobiłam takie zdjęcie, jak widać manekiny odmówiły przyjścia do prezentacji:)

Miarka po odsłużeniu mojej młodzieży zmieniła właściciela, mam nadzieję, że Krysia będzie zadowolona:)

Reszta czapek czeka na suszarce, wyprane, ale nie kwapią się do zdjęć.
Właśnie rozebrałam choinkę, więc mam znów dostęp do mojego robótkowego miejsca.
Jest więc szansa na postęp w dzierganiu kamizelki, którą mój Dzieć określił mianem "Skafander Różowej Pantery".